Esteban Cuir – skórzany inaczej

0
971
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Temat kolejnej przygody – Esteban Cuir jest zdecydowanie nowatorskim (niespotykanym) podejściem do konstrukcji wonnych pachnideł. Jeżeli miałbym krótko i zwięźle zilustrować aktualnie prezentowany „twór”, użyłbym najpewniej stwierdzenia, że to tytułowa skóra bez wyraźniej wyczuwalności. Czemu? Częściową odpowiedź na to pytanie odnajdziemy już w samym zapachowym otwarciu/ inauguracji. Chwili pierwszej aplikacji towarzyszy przemyślany, choć dość powściągliwy zbitek nut, oparty w dużej mierze na: pęczku świeżej mięty, wiązance lawendy, garści goździków, oraz ekstrakcie z liści/płatków fiołka. Poprawcie mnie, ale z pewnością nie jest to (dla nikogo) wymarzony kwartet do współpracy… Zasadniczo chodzi mi o to, że animalistyczna intensywność „zamszu”, w zderzeniu z kwiatowo – przyprawowym przywództwem zostaje skutecznie stłamszona. W żadnym wypadku nie wiąże się to z upadkiem obyczajów czy jakościowym niedoborem. Całość dzięki takiemu „zestawieniu” nabiera lekkiego/zwiewnego, dostrzegalnie subtelniejszego (kobiecego) charakteru. Powiem więcej, ma to nawet swój niepisany urok – wstępna faza emanująca na skąpo odzianym blondwłosym ciałku (trust me) niewątpliwie wyostrza męski punkt widzenia 😉 Na tym etapie bukiet przyzwoicie promieniuje, jest rozpoznawalny i przez dalsze 120 minut silnie odprężająco oddziałowywuje na nosiciela. Niemniej „dziewczęca” sielanka w kontekście przystępności, łagodności, sensualnej empatii nie ma prawa trwać wiecznie…Dalej atmosfera bezsprzecznie gęstnieje, ściemnia się ale i ociepla, bezpowrotnie przemija rześki entuzjazm, woń ewidentnie doświadcza poważnej transformacji. Kombinacja akordów zapoczątkowuje teraz podrażnianie naszych nosów czarnym garbowanym „naskórkiem” z dodatkiem słodkawego kardamonu, pikantnej paczuli i ziemisto-gorzkiej wetywerii. Mam wrażenie, że Cuir w tym momencie zyskuje zauważalnie stanowczy (samczy) pierwiastek. Z czego wynika to przekonanie? Ano stąd, że ja – konserwatywny męski użytkownik, zaopatrzony (ubrany) w analizowany odór zaczynam czuć się swojsko, nad wyraz pewnie. Kłania się tu stara jak świat maksyma, która mówi że niektóre rzeczy na ukazanie swojego pełnego (często mocno zakamuflowanego) oblicza potrzebują czasu… A pojęcie „dynamizmu” w odniesieniu do tempa rozwijania się francuskiej wody perfumowanej, kompletnie się nie sprawdza – przeobrażenie następuje w iście spacerowym tempie. Ma to swoje i dobre strony – żaden fragment tej miłej dla nosa ulotnej układanki nie pozostanie pominięty 🙂 To już wszystko? Należało by jeszcze wspomnieć, że owe niezwykle udane perfumeryjne przedsięwzięcie wieńczy kopalniany, żywiczny bursztyn. Zapytacie, trafiło mi się następne pozbawione wad arcydzieło? Nie do końca. Czym byłaby obiektywna ocena pozbawiona przysłowiowej łyżki dziegciu? Niewielkie zarzuty (znowu) mam do trwałości selektywnej kompozycji – uśrednione 6 godzin, to niestety klasa przeciętnych mainstreamowych kreacji. Konkluzja – Esteban w analizowanym EDP, pokusił się o interesującą anatomię, zgrabną synchronizację, oraz duży uniwersalizm. Kosztem niemałej pracy, zaangażowania otrzymano nowoczesny bukiet skrojony niemal dla każdego (ze wskazaniem na piękniejszą część społeczeństwa). Aromatyczna, mentolowo-lawendowa skóra w towarzystwie zgrabnej niewiasty to połączenie, którego na polskich ulicach już od dawna (uporczywie) poszukuję 😉 W pełni zasłużony znak rekomendacji!

Nos: brak danych

Wprowadzono na rynek: 2008