Jean-Charles Brosseau Fruit de Bois

0
803

Nie opadł jeszcze kurz po hucznym święcie wszystkich pięknych pań a do badania kontrolnego kwapi się (szykuje) kolejne nietuzinkowe pachnidło. Tym razem zaproponuje coś „lżejszego”, cichszego, bliższego naturze. Tematem przewodnim dzisiejszego spotkania będzie las. Większe siedliska drzew, knieje, puszcze, bory – jak zwał tak zwał, wszystkie w/w są źródłem życiodajnego tlenu, dostawcą materiału budowlanego, opału, czy wreszcie naturalnym miejscem rozwoju (ekosystemem) dla wielu gatunków roślin i zwierząt. Popularny „zagajnik” to także teren zarobkowy dla pracowników sezonowych, prostytutek, przemytników czy złodziei samochodów. Jak widzicie, już w tym momencie robi się całkiem pokaźna lista funkcji/zasług a ja podałem jedynie te najpopularniejsze opcje… Wypadałoby się jakoś odwdzięczyć, nieprawdaż? Nic nie stoi na przeszkodzie – zamiast biernie przyglądać się powszechnej eksterminacji siedlisk leśnych, warto pamiętać o „ich” niebagatelnym znaczeniu np. przy codziennej segregacji makulatury (1 tona ponownie przetworzonego papieru to ratunek dla 15 drzew!) Powyższy tekst nie jest wstępem do poradnika młodego ekologa a (mam nadzieję) zręcznym wprowadzeniem do recenzowanego dziś EDT Jean-Charles Brosseau Fruit de Bois. Jak zatem rysuje się/ukazuje perfumeryjny „owoc lasu” (tłum. Fruit de Bois)? Bardzo słabo! Inauguracja to kiepskiej jakości alkohol stanowiący bazę aromatu, do tego wetyweria, niezdecydowane nuty drzewne i zleżałe (przeterminowane) cytrusy. Dostrzegam duże podobieństwo do klasycznych męskich (mydlanych) wód kolońskich naszych przodków. Na tym etapie (pierwsze trzy-cztery godziny od momentu aplikacji) bukiet odpycha, zmusza do odwrotu jest jednostajnie nudny, mdły, bezpłciowy… Dalej, wcale nie jest lepiej – owocowy swąd ustępuje miejsca bezbarwnym kwiatom. Najmocniej wyczuwalny bodziszek (geranium) w towarzystwie szałwii muszkatołowej wciąż „muli”, usypia, zniechęca… Źle się dzieje w państwie duńskim! Prostota, sztuczność, monotonia to moje największe zarzuty. Dodam, że wielce zakamuflowana (totalna niemoc/apatia) woń pozostaje na ciele (łącznie) przez 5 do 6 godzin. Produkt reklamowany jako drogi/niszowy nie różni się w tym momencie niczym od mało wysublimowanej 60zł-owej (mainstreamowej) masówki. Nie takie były oczekiwania! Zdecydowanie odradzam!

Nos: Martin Pallix

Wprowadzono na rynek: 2005