L`Instant de Guerlain Pour Homme – szyk

0
1297

Przyjmijmy, że zbliża się ważna (oczekiwana od dawna) okazja – wesele brata, chrzciny pierworodnego syna, podpisanie przełomowego kontraktu/umowy… Gorączkowy rekonesans szafy – zdążyliśmy już kupić elegancki garnitur, zamówione przez internet buty lada dzień, również powinny być u nas, jedwabny krawat, markowa włoska koszula, szwajcarski zegarek, mhh mamy już chyba wszystko? Czy aby na pewno? Co z zapachowym podkreśleniem naszego image`u? Pamiętajmy, że większość ludzi odbiera nas na podstawie pierwszego wrażenia – to jak wyglądamy, wysławiamy się, wchodzimy w interakcję z rozmówcą/otoczeniem często rzutuje na nasz finalny odbiór… A adekwatnie (do sytuacji) dobrana aromatyczna „kropka nad i” z góry podnosi nasze notowania! Grzechem byłoby nie wykorzystać takiej (mentalnej) przewagi! Jeżeli na ciuchy + „akcesoria” wykorzystaliśmy już większość budżetu, wcale nie musi to oznaczać naszej (odgórnej) aprobaty na perfumową banalność i schematyczność! Warto rozejrzeć się za czymś interesującym w popularnej mainstreamowej perfumerii. Budżetowych pozycji wpisujących się w ten schemat (z miejsca) jestem w stanie wyliczyć co najmniej kilka: Yves Saint Laurent L`Homme Parfum Intense, Giorgio Armani Eau Pour Homme, Bottega Venetta Pour Homme czy Christian Dior Homme. Dziś zajmę się jednak, jednym z moich pierwszych pełnowymiarowych pachnideł – L`Instant de Guerlain Pour Homme. Co czyni z tego EDT pozycję, wobec której trudno przejść obojętnie? Za ogromny sukces aromatu odpowiadają „tu” przede wszystkim świetnie dobrane/zrównoważone nuty zapachowe. Inauguracja to czysta abstrakcja – no bo jak nazwać kombinację kwaśnych owoców cytrusowych z ultra słodkim kakao? Zamierzony zabieg polegający na syntezie przeciwieństw świetnie sprawdza się do samego końca tej 4 godzinnej fazy. Jeżeli przypuszczaliście, że to finał – to jesteście w błędzie. W późniejszym stadium nosicielowi L`Instant, towarzyszy już bowiem anyż sprytnie wpleciony w ciepłe balsamiczno-drzewne nuty. Bukiet odbieram w kategorii wyrafinowanego, wielce szlachetnego pachnidła. Jesienno-zimowa uroczystość/święto świetnie wpisuje się w mój (subiektywny) odbiór tego aromatu. Wypada również dodać, że kompozycja doskonale współgra nawet z najbardziej „kapryśną” kobiecą skórą – Panie (po) kochają to z pozoru męskie EDT. Przyczepić się mogę jedynie do parametrów – umiarkowana (stłumiona) moc + zegarkowa, sześciogodzinna trwałość to zdecydowanie za mało… Koniec końców – występujący w dwóch pojemnościach (75 oraz 125 ml) przystępny cenowo zapach (~200zł większy flakon), zjedna i na trwale usidli nie jednego amatora/rkę luksusowej „odoracji”.

Nos: Beatrice Piquet

Wprowadzono na rynek: 2004