Thierry Mugler Amen Pure Malt – destylat słodowy

0
1486

Jako ogromny entuzjasta wysokoprocentowych/wysmakowanych destylatów, skrupulatnie przygotowywałem się do tej recenzji. Wszak cholernie rzadko, prosty/szary człowiek ma okazję obcować z czymś o tak bogatej historii i niepisanym/niebagatelnym wkładzie w rozwój całej alkoholowej branży 😉 W mojej opinii woda toaletowa Thierry Mugler Amen Pure Malt (temat dzisiejszego spotkania) to ukłon perfumiarstwa w stronę tradycyjnie wytwarzanej szkockiej whisky. Anatomia zapachu nie pozostawia złudzeń – przy komponowaniu finalnego produktu, producenci poszli na całość wzorując się na (klasycznej) niezmiennej od blisko trzystu lat recepturze wytrawnego Single Malt`a. Najwierniejsze odwzorowanie aromatu mocnego „napitku”, wymusza na twórcach perfum wykorzystanie najwyższej jakości składników, przy jednoczesnym zachowaniu zawartej w pradawnej formule/przepisie idealnej „ich” proporcjonalności. Ciekawi Was, jak to ambitne założenie zostało zrealizowane? Jacques Huclier (autor) w pierwszej wersji EDT, prezentuje nam chronologiczny proces produkcji jednego z najbardziej pożądanych alkoholi świata. Podstawą (podwaliną) pachnidła podobnie jak monopolowej „pitnej” wersji jest słód. Charakterystyczna woń słodu otrzymywanego w procesie wędzenia skiełkowanych ziaren jęczmienia (przy produkcji Single Malt stosuje się tylko ten jeden gatunek zboża) dymem torfowym to kwintesencja każdej szkockiej whisky! Aromatyczny bukiet zaproponowany przez Thierry`ego Mugler`a ma ewidentnie ciepło-owocowy posmak, a na tym tle najwyraźniej wyczuwam śliwę, jabłoń oraz gruszę. Przydymione, słodko-gorzelnicze nuty są świetnie zharmonizowane, zespolone – czuć „tu” dużą klasę i sprawną rękę olfaktorycznego mistrza. Wrażenie obcowania z najdroższymi trunkami globu pogłębiają obecne tu mocno wyczuwalne aspekty drzewne. Jestem więcej niż pewien, że to dębowe beczki, w których nasza słomkowo-ciemnobursztynowa ciecz spokojnie leżakuje przez co najmniej trzy lata. Pure Malt to najspokojniejsza, najbardziej szlachetna limitowanka w gamie męskich aniołów. Całość robi (przynajmniej na mnie) oszałamiające wrażenie, którego nie burzy nawet przeciętna trwałość (6-7 godzin na ciele) oraz bliskoskórna/dyskretna projekcja. Z zadania skutecznego ogrzania/otulenia nosiciela zimową porą, badany (w mojej opinii) wywiązuje się lepiej niż przekonująco. Wersję przedreformulacyjną zapachu (o spartańskiej, mocno okrojonej w porównaniu do klasycznego A*Men`a konstrukcji) z czystym sumieniem polecić mogę „kwalifikowanym”/obeznanym w perfumowym półświatku nosom. /aha – wysokogatunkową whisky „wypada” pić bez lodu, tudzież jakichkolwiek dodatków/

Nos: Jacques Huclier

Wprowadzono na rynek: 2009