Amouage Journey Man – nowa zapachowa wędrówka?

0
901

Chciałoby się rzec – witam z powrotem! Jak widzicie plotki o mojej rzekomej (orientalnoprzyprawowej) śmierci okazały się z goła przesadzone – nader pesymistyczne/optymistyczne… 😉 Swoista reinkarnacja owego, wielce nobilitowanego miejsca obliguje moją skromną osobę (wiecznie „zarobionego” marketingowca) do testu co najmniej równie zjawiskowego/wyszukanego pachnidła. Trudno wyobrazić sobie lepszy come back, niż poddanie szczegółowej analizie najnowszego wypustu Amouage stanowiącego (rzekomo) również restart całej męskiej linii zapachowej tegoż brandu – Journey Man. Dwa „wznowienia” czas pokaże, które wyjdzie nam (konsumentom) na dobre 😉 Jakkolwiek zajmijmy się stricte wonną sferą życia – „męska podróż” – co z czym i w jakich proporcjach? Czołówka – wprowadzenie to mocno tytoniowy/dymny, wręcz staro palarniany klimat. Niezmiernie rzadko uświadcza się (nawet w pozaperfumowym półświatku) analogicznie wymyślnego charakteru. Popularna „machorka” podana w tym EDP ma bezspornie słodko-cytrusowe, jawnie skórzane zabarwienie, jest ciepła (ogrzewająca), i jednocześnie nielicho wytrawna – zdecydowanie wyjątkowa, dotąd przeze mnie niespotykana 🙂 Zapytacie skąd ta „sacharyna” i kwaśne owoce? Twórcy zdecydowali się na ciekawy zabieg zestawienia dwóch przeciwstawnych sobie smaków (przyprawowy kardamon+ ultra cukierkowy bób tonka z jednej strony) a w opozycji do nich (ostry o lekko kwaskowatym brzmieniu syczuański pieprz, dalej otrzymywany z kwiatów pomarańczy olejek neroli oraz delikatnie gorzkawa bergamota). Tak zespolona/skoordynowana całość, która na początku może szokować w późniejszej fazie (po około trzech godzinach od chwili aplikacji) robi oszałamiająco pozytywne wrażenie. Bukiet przepoczwarza się (dość oczekiwanie) w kierunku „gołego” ciemnego naskórka i wspominanych powyżej antagonistycznych/przeciwstawnych nut. Kompletnie nie odczuwam tu znanego z innych produkcji Amouage efektu przyduszenia – kompozycja mimo, iż silnie kurna, sezonowo późnozimowa nie tłamsi mocą/projekcją nosiciela tudzież przyległego mu otoczenia. Zachowano świetny balans między rozpoznawalnością a indywidualnością- facet ubrany w Journey Man choć nie emanuje/zaraża odorem na kilometr czuję się nader maskulistycznie, pewnie, elegancko. Czy przy tym (w gratisach) wyciągnie setkę numerów telefonów od zakłopotanych niewiast, tego już zagwarantować niestety nie mogę… 😉 Kończąc  – na szczęście/nieszczęście daleko tu do olfaktorycznej rewolucji na miarę Memoir Man. Dużym nadużyciem byłoby jednak zarzucenie kreacji postępującej stagnacji czy nudy – na skórze dzieje się i to całkiem sporo! Zestawieniu akordów na genealogicznym drzewku Amouage najbliżej do Fate Man – powiedziałbym więcej,  badany to „samcze przeznaczenie” do kwadratu. Unikajcie malkontentów, w tym przypadku jest więcej niż przyzwoicie! Aromat bez wątpienia zasługuje na uwagę!

Nos: Alberto Morillas, Pierre Negrin

Wprowadzono na rynek: 2014