Opakowanie/flakon – niemal identyczne z tym co do tej pory poznałem testując inne orientalne EDP tego brandu, dostrzegam jednak drobne różnice: wykończenie wnętrza pudełka, zatyczka na atomizer wykonana z plastiku (nie metalu) w kolorze kości słoniowej.
Otwarcie – jeżeli przy recenzji Interlude`a czy Epic Men`a pisałem o bogactwie składników to tu jest ich absolutny przesyt. Jest tu dosłownie wszystko.
Mamy owoce (świetnie wyczuwam porzeczkę czy pomarańcze), naturalnie jest kadzidło, występuje miód, jest kolendra, wyraźnie występują nuty drzewno-leśne (mech, cedr). Kompozycja jest sucha, słodka, kadzidlano-orientalna. Cholernie zgrabna receptura – szybko zapadająca w głowę (zapach z którym absolutnie nie chcę się żegnać)
Parametry – Jubilation nie ma tej mocy co Interlude czy choćby Gold Man, jest bardziej stonowany/schowany. Moc, trwałość i projekcja są na przeciętnym poziomie. Trwałość to tylko 7 godzin!!! (przynajmniej u mnie)
Przeznaczenie – zima/wczesna wiosna, zapach absolutnie okazyjny tylko na wyjątkowe wyjścia.
Odbiorca – pewnie jak dla większości produkcji legitymującym się Omańskim słońcem targetem jest człowiek majętny o wysublimowanym smaku – fan suchego orientalnego piasku, kraju opływającego w wysokogatunkowe kadzidła, legitymującego się niezliczoną ilością przypraw/smaków.
Podsumowanie – od strony zapachowej absolutna perła (wielość nut zapachowych, dobór składników, proporcje), od strony technicznej porażka (woda perfumowana za ~900zł o parametrach średniej klasy EDT – coś tu jest nie tak). Liczyłem na nowego Mercedesa klasy S dostałem przechodzonego Benza E Klasse – niby ciągle Mercedes, ale…
Moim niedoścignionym ideałem w kategorii męski zapach orientalny pozostaje (ciągle i niezmiennie) Interlude Man.
Nos: Bertrand Duchaufour
Wprowadzono na rynek: 2007