Najciemniejszy z czarnych, najpodlejszy z niegodziwych, największy perfumowy introwertyk z… dostępnych na rynku. Nazwijcie mnie kłamcą/zapachowym laikiem/zniewieściałym hipokrytą, ale antagonistyczne porównania których użyłem w pierwszym zdaniu najwierniej oddają charakter weryfikowanego dziś pachnidła – Montale Paris Kabul Aoud. Zapytacie czym stolica Afganistanu  (woń jest rzekomo inspirowana „pięknem” tego miasta) zasłużyła sobie na takie potraktowanie? Aby rozszyfrować testowany odór należy bliżej poznać specyfikę/”fizjonomię” krajów szeroko rozumianego orientu z końcówką „-stan” w nazwie. Struktura (większości, jeżeli nie wszystkich) jest prosta – trudny, nieprzystępny klimat (pustynia lub góry), chroniczny deficyt wody, ogromne bogactwo egzotycznie – korzennych, balsamiczno-dymnych smaków i zapachów. Pokrótce tak wygląda, również przepis na aktualnie rozpatrywany aromat – nieucywilizowany (dla typowego Europejczyka), kabalistyczny, kurny (dymiący). Szczegółowiej? Inauguracja uderza w odbiorcę przede wszystkim suchym, wyszukanym oudem. Nie jest to jednak klasycznie-samowładcza żywica agarowa znana z m.in. YSL M7, „tu” jej imperialistyczne zapędy namacalnie ograniczono. Duży wpływ na taki odbiór ma obecność innych równie ciepłych żywic – labdanum oraz mirry. Kalafoniczne trio, to także trzy odrębne historie – mirra (najszlachetniejsza, najłagodniejsza, miejscami nawet słodka), labdanum (zdecydowanie „bursztynowe”, momentami piżmowo-skórzane) no i oud (osobliwy, możny i zdecydowany). Umiejętne wyważenie tych komponentów daje (uwierzcie mi) bardzo ciekawy efekt! Kabul Aoud (w moim odczuciu) pozbawiony został choćby jednego stricte „słodkiego” składnika. Powiecie gwajak oraz mirra, ok ale tylko na papierze…w rzeczywistości „cukier” zawarty w tych akordach został (jak wszystko inne na tym etapie) skutecznie zasnuty bizantyjskim „smogiem”. Być może twórcy wyszli z założenia, że na rynku jest już wystarczająco dużo kombinacji „spalin” z wanilią/fasolą tonka czy miodem i należałoby pokazać światu coś innego? Jeżeli tak, to cieszą mnie takie podchody o potencjalnie nowego klienta, odejście od tradycyjnego schematu (nowatorstwo), konsekwencja w realizacji wcześniej założonych działań. Coś jeszcze? Należałoby wspomnieć o uprzyjemniającej czas woni mocnej, arabskiej kawy (oczywiście gorzkiej jak piołun i czarnej jak sadza), która występując w towarzystwie korzennego tymianku i wonnego cedru tylko pogłębia wyrazistość całości. EDP (od samego początku) idzie zdecydowanie w świat mroku i potępienia, a palono-żywiczny klimat towarzyszy nam aż do całkowitego zejścia ze skóry (9 godzin od momentu aplikacji). Reasumując, po dogłębnej analizie komponentów wnoszę, iż arabska noc spędzona w towarzystwie kompozycji Montale Paris nigdy nie wyglądała tak realnie. Z pełnym zaangażowaniem rekomenduje ten produkt!

Nos: Pierre Montale

Wprowadzono na rynek: 2011