Sposobiąc się do szerszego opisu Nasomatto Pardon chciałem za wszelką cenę udowodnić, że uda mi się znaleźć choć jedną cechę/atrybut wyróżniającą testowanego od reszty oryginalnej włoskiej „rodzinki”. Byłem przekonany, że Alessandro Gualtieri (twórca całej serii ekstrawaganckich ekstraktów) zdążył już wyciągnąć z rękawa wszystkie asy i nic nie jest w stanie mnie zadziwić, czas jednak pokazał jak bardzo się myliłem… Zacznę od początku. Brand zdążył przyzwyczaić swoich klientów do ascetyzmu/ubogości w ilość składników a esencjonalności/zamaszystości w całościowym odbiorze pachnidła. Testowany stanowi zestawienie (ledwie) siedmiu nut zapachowych a dopełnieniem zaproponowanej wyżej teorii jest „jego” zabójczo wyraziste otwarcie – istna bomba olfaktoryczna. Ekstremalnie słodki bób tonka, ciemna czekolada, dymno-żywiczny oud – takiego mixu/mieszanki nie sposób zapomnieć. Subiektywne wrażenia, są bardzo pozytywne dominuje bowiem agresja, zadziorność, buntownicza dusza kompozycji – czuję orient, niespotykaną klasę, ogromne wyrafinowanie/perfidię takiego połączenia. Woń jest niezwykle ciepła, mocno sensualna (oddziaływująca na nawet najmocniej skostniałych/nieczułych odbiorców). Zapach balansuje na granicy pożądania, dzikości – zauważalnie podnosi poziom adrenaliny we krwi, sprawia że pomiędzy dwojgiem ludzi w mig zanikają jakiekolwiek granice/zahamowania… Jeżeli wasza gra wstępna opiera się wyłącznie na wymianie słownych komplementów to ten produkt z pewnością zauważalnie (cieleśnie) Was zbliży 😉 Pardon to melodia miłości, balsam na skołatane serca, jasna deklaracja niezapomnianych, żywiołowych chwil. Drugie stadium to równie wyraziste, empiryczne (zmysłowe) doznania – luksusowa żywica agarowa „zwalnia” miejsce na arenie organoleptycznych zmagań na rzecz drzewno-przyprawowych klimatów. Czas nie zmienia jednego – w dalszym ciągu pierwsze skrzypce przypadają ciemnej, ultra słodkiej czekoladzie, która teraz osiąga jeszcze większą, niespotykaną dotąd despotyczną (suwerenną) władzę. Przewijający się w tle cynamon sprzężony z egzotycznym sandałowcem to jedynie subtelne (zgrabne) dopełnienie kakaowej mocy. Inną, niewątpliwą zaletą produktu są „jego” ponadprzeciętne parametry użytkowe – świetna projekcja, wyczuwalna (z daleka) moc, więcej niż solidna 9-godzinna trwałość. W pierwszym linijkach tekstu postawiłem sobie jasny, ambitny cel – zdyskredytowanie/podważenie autorytetu tego ekstraktu. Szukałem, pytałem, analizowałem jak widzicie bezskutecznie – kolejny raz, zamiast ganić/znieważać rozpływam się wręcz nad opisywanym odorem (a może biorę na warsztat/pod nóż jedynie same nieskazitelne receptury? ;)) Bukiet swoim charakterem, anatomią, odbiorem udowadnia, że pełną gębą należy „mu” się miejsce w momentami cyrkowym/dziwacznym klanie. Kończąc swój monolog (pamiętajcie) – nie zawsze mniej znaczy gorzej, najlepszym na osiągnięcie pełnej harmonii (symetrii) wystarczy porządny/przemyślany/intrygujący temat-baza oraz pomysł na jego rozwinięcie i zakończenie. Pardon jest jak książkowy bestseller – sprawia, że niezauważalnie (instynktownie) sięgamy po niego wielokrotnie, a każdy następny „raz” jest równie emocjonujący co poprzedni. Testy w tym wypadku to rzecz obowiązkowa! /wyraźne podobieństwo (w późniejszej fazie) do L`Instant de Guerlain Pour Homme Extreme/
Nos: Alessandro Gualtieri
Wprowadzono na rynek: 2011