„Mrok, który zamienia się w blask…” to bez wątpienia jedno z lepiej postawionych (trafnych) pijarowskich haseł promujących/odwołujących się do produktu zapachowego. Ciekawi Was, który brand zatrudnia tak błyskotliwych marketingowców i jaką wartość/”kapitał”, przedstawia reklamowany w ten sposób aromat? Odpowiedź na to pytanie, znajdziemy w niszowym, stosunkowo młodym (rok założenia placówki 2011), francuskim „laboratorium” węchowym – Olfactive Studio. Charakter miejsca to twórczość balansująca na granicy współczesnej fotografii artystycznej a światem sensualnych perfumeryjnych ekscytacji. Linia sześciu, znajdujących się obecnie na runku (unisexowych) kompozycji to swoiste uchwycenie/ożywienie pamięci o przeszłych doświadczeniach – twórcy nie obawiają się powrotu do historii, ba uważają (imo – całkiem słusznie) że zamierzchłe czasy stanowią najlepszy background (źródło inspiracji) dla bieżąco wytwarzanych woni. Przedmiotem dzisiejszego spotkania, jest jeden z pierwszych wypustów tej marki – Chambre Noire. Olfactive Studio postawiło „tu” na liderujące trzy smolisto-nieokiełznane akordy: słodką (fioletową) śliwkę, wyszukany dym, oraz mahoniową (czarcią) skórę. Klimat żywcem wyjęty z klasycznego amerykańskiego filmu noir (niemi, czarno-biali /twardzi/ bohaterowie, w tle ponura zbrodnia i absolutny brak podstaw do happy endu). Uspokajam – pesymizm (na tym etapie) nie jest wyznacznikiem kiczu/tandety. Po prostu EDP, próbując dotrzeć do jak najszerszego targetu, rozpościera szeroko ręce na wszystkich o „ponadprzeciętnej” wrażliwości na zapachowe piękno (w tym także fanów „ciemnej” ludzkiej natury). Na całe szczęście lub nie złowrogi, suchy, dekadencki początek to tylko przedwstęp do nowej bardziej optymistycznej, cieplejszej koegzystencji. Słodko-owocowe kadzidło, które tak dzielnie od samego początku „wyprowadza” nas z równowagi po 5 godzinach całkowicie gaśnie. Z „inauguracyjnego zestawienia” składników, decyzyjnością na polu bitwy może się poszczycić wyłącznie skóra, której wszystkie atuty podkreślają teraz m.in. fiołek, paczula, czy mocno wyczuwalny sandałowiec. „Namacalnie” stajemy się świadkami kompletnego przeobrażenia – zimny, szary, aspołeczny klimat zostaje wyparty przez niesamowite ciepło i otwartość. Równowaga w przyrodzie podobnie jak w tekście piosenki Budki Suflera „po każdej nocy, wstaje dzień…” zostaje zachowana. Zbierając fakty pokuszę się o małe podsumowanie. Chambre Noire to twór perfumeryjnego świata, który mimo paru ewidentnych wad (mocno uśrednione parametry użytkowe, wysoka cena, mało przystępna inauguracja) summa summarum może przypaść do gustu. In „plus”: cieszy wyszukany skład, nie przytłacza dostojność, inspiruje wielowymiarowość, zaskakuje enigmatyczność, pobudza zmysłowość bukietu. Polecam do szerszych testów nie tylko fanom skóry i dymu w perfumach! Komentowanemu dziś produktowi zdecydowanie najbliżej do Kilian Straight to Heaven, Carbone de Balmain, bądź jak uważają niektórzy Tom Ford Japon Noir.
Nos: Dorothee Piot
Wprowadzono na rynek: 2011