Xerjoff Casamorati 1888 Fiero – klasyczny, włoski, błękitnokrwisty. Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to przekombinowany/pastiszowy flakon w kształcie rękojeści szabli – świetnie leżący w dłoni, ciemnozielony z licznymi wytłoczeniami, naklejką oddającą charakter pachnidła i nietuzinkową złotą zatyczką na atomizer (konia z rzędu temu, kto podpowie mi co twórca miał na myśli projektując ten bibelot). Perfumowe otwarcie to kolejne oszołomienie – sto dosadnych (owocowo-przyprawowych) armatnich salw skierowanych w nasz układ węchowy. W tym czasie następuje chwila dłuższej konsternacji/zakłopotania – halo! gdzie ja jestem?, dokąd znowu zaprowadził mnie mój (ciekawski) nos? Pierwsze wrażenie – teren działań wojennych, zarzewie III wojny światowej 😉 Niby klasycznie/kolońsko – cytrusy, mięta, przyprawy, ale za to jak dosadnie/wyraziście zaprezentowane. Nie, nie jest to kolejny nużący/mało wysublimowany świeżak! Zastajemy tu niezbadany śródziemnomorski, dziko porośnięty, soczyście-wonny (zioła i drzewa owocowe) godny zapamiętania klimat. Długo czekałem na taką odmianę – w końcu coś z naprawdę krzepkim charakterem. Fiero ogromną siłę rażenia zawdzięcza obecności w składzie (mocno skondensowanych korzennych krzewinek) tymianku oraz estragonu. Towarzyszy temu bardzo ciekawe odczucie jest letnio/wytrawnie i jednocześnie bardzo arogancko/nieskromnie, pokuszę się o stwierdzenie, że wręcz chamsko. Czas przynosi subtelną/aksamitną zmianę – gasną śródziemnomorskie „chaszcze” a na ich miejscu pojawia się gałka muszkatołowa oraz wetywer. W dalszym ciągu czuję się „kupiony”. Woń (swoją gigantyczną mocą+projekcją) niszczy wszystko co znajduje się w jej otoczeniu – niewielkie zabudowania, wzmocnione pozycje wroga, kobiece serca. Trust me – nic nie przetrwa tak zmasowanego ataku 😉 Kompozycja świetnie współgra z moim PH, stąd dedykowanym odbiorcą jest równie gburowaty pyszałek, szpaner, zadufany w sobie impertynent – każdy inny męski osobnik nie ma tu czego szukać. Mam świadomość, że bukiet już na wstępie odrzuci niejednego aromatycznego absztyfikanta, ale nie oszukujmy się „nisza” to bardzo wybiórczy/selektywny teren… Kończąc – sposobiąc się do wojny warto mieć wsparcie wpływowych przyjaciół, nie bez znaczenia pozostaje kwestia przewagi technologicznej, wyszkolenia, przemyślanego planu działania. Ja (swoją) wiosenno-letnią zapachową batalię rozpoczynam w towarzystwie tego stanowczego/asertywnego pachnidła. Równie żywiołowych aromatycznych maniaków odsyłam do Quality. Gorąco polecam!
Nos: Jacques Flori
Wprowadzono na rynek: 2009