Biehl Parfumkunstwerke al02 – ekstrawertycznie

0
804

20-sty dzień maja stoi pod znakiem mojego (w miarę obiektywnego – nietendencyjnego) kontrolnego badania prawdziwego aromatycznego unikatu – kompozycji Biehl Perfumkunstwerke al02. Niemiecko brzmiąca nazwa to nic innego jak kolejne wyspecjalizowane (ukierunkowane na obeznaną klientelę) perfumeryjne studio. Hamburska manufaktura skupia pod sobą sześcioro wcale nie anonimowych nazwisk, wszak jak inaczej nazwać szkielet zespołu opartego na m.in. Geza Schoenie, Arturetto Landim, czy Marku Buxtonie? 😉 Zaskoczyłem Was zestawieniem „nosów”? Oczy ze zdziwienia przetrzecie również, zapoznając się z przewodnią myślą (mottem) marki. Wg zapewnień właściciela (Henninga Biehla) prawdziwa sztuka (którą tworzy) dodatkowej reklamy nie potrzebuje, gdyż swoją jakością i nietuzinkowością obroni się sama… Uważam, że to nad wyraz optymistyczne podejście do tematu sprzedaży „perfum”, biorąc pod uwagę naprawdę silną konkurencję chociażby w samej „niszy”. Pycha, przekonanie co do własnych możliwości, rezon zastanawiacie się z czego wynika ich „mentalna” przewaga? Być może częściową odpowiedź na tak postawione pytanie, znajdziemy w testowanym dziś EDP. Al02 nazwa, która bardziej odnosi się (imo) do związku chemicznego, niż miana „kosmetyku” skrywa nie lada kulturystkę. Dlaczego siłaczka? Niewątpliwy wpływ na taką ocenę ma wielość (obecnych wewnątrz flakonu) składników oraz dosadność w ich odbiorze. Minusem (w tym aspekcie) dla niektórych, może okazać się wrażenie przeładowania, takiego zbyt dużego nagromadzenia nut/akordów na 1cm2. Dla mnie olfaktoryczna ekspresja połączona z przepychem absolutnie nie przeszkadza, a o gustach innych staram się nie dyskutować, gdyż jak to mówią „co kraj to obyczaj…” Mimochodem wróćmy jednak do sfery doznań/odczuć. Niezaprzeczalnie mamy tu do czynienia z unisexem kierującym swe kroki w zdecydowanie kobiecą stronę. Skąd ten osąd? Jakiekolwiek wątpliwości rozwiewa już sama inauguracja. Stymulatorem wszelkiej aktywności, są tu (często przypisywane wyłącznie piękniejszej płci) kwiaty. Cholernie napastliwe, wulgarne, mdle-słodkie, dymne, a do tego wszystkiego nieustannie wpadające wonią w wysokoprocentowy śliwkowy trunek. Nareszcie, ciekawe odejście od utartych damskich schematów i pospolitej grzeczności – w to mi graj! Osoby wnikliwie rozbierające bukiety na czynniki pierwsze, powinny znaleźć w otwarciu różę + goździka, dalej wanilię, cytrusy oraz żywiczno-balsamiczne labdanum. Od pierwszej chwili przekonujemy się, jaki to z ankietowanego arcydorosły, gruntownie przemyślanym twór – widać jak długo przedkładano każdy (choćby najmniejszy) detal tej aromatycznej „układanki”. Czas to pojęcie, które w odniesieniu do Al02 ma niebagatelne znaczenie. Czemu? Jako, że po ~ trzech godzinach (od chwili rozpylenia cieczy) przychodzi pora na niezaprzeczalne wyciszenie temperamentu – ginie (ekstrawertyczne) kadzidło, milknie egzotyczny sandałowiec, zauważalnie zaczyna brakować energicznych owoców… Drugie (grzeczniejsze) oblicze wymusza zastosowanie nowego (subtelniejszego) porządku. Swój byt ujawnia teraz jaśmin w asyście wanilii. Charakterystyczna ciepło-relaksacyjna woń białych kwiatów w połączeniu z „kulinarną” słodyczą odwala kawał dobrej roboty. Po głębszym zastanowieniu wnoszę, iż to jest właśnie ta faza (nawet nie często gloryfikowana przeze mnie w innych produkcjach „spalinowa” inauguracja), która najbardziej do mnie przemawia. Od strony technicznej, analizowana woda perfumowana prezentuje poziom (jak na klasę luksusowych pachnideł) więcej niż przyzwoity – 10 godzinnej trwałości towarzyszy solidna moc i ponadprzeciętna projekcja (emanująca wyczuwalność na poziomie 360 minut). Podsumowując – wnętrze flakonu ujawnia bardzo wysublimowany (wybiórczy) swąd, o napastliwym początku i kojącym zakończeniu, całość przekonuje technikaliami (skład/balans), oraz rozsądnym stosunkiem jakość-cena. Aha – panowie, także „zwęszą” tu coś dla siebie :)/odór ten wyciągnięcie za rozsądne pieniądze z Perfumeria-24h/

Nos: Arturetto Landi

Wprowadzono na rynek: 2007