Hugo Boss Energise – przewodnik zapachowy

0
1927

Niejednokrotnie (na swojej zapachowej ścieżce) spotykam się z pytaniami o wielofunkcyjne, „przyzwoite”, niskobudżetowe męskie pachnidło. O doradztwo w lokalnych perfumeriach/na forach internetowych/blogach proszą głównie osoby zaczynające swoją aromatyczną przygodę (młodzi faceci) lub ludzie, którym szczególnie na „nich” zależy (babeczki, dziewczyny, matki ;)). Pierwsza dorosła woda w życiu każdego chłopaka to sprawa, której absolutnie nie wolno bagatelizować. Nie żartuje – wszak pierwsza miłość (także olfaktoryczna) zapada w pamięci na zawsze… Dlatego zaproponuję dziś produkt, który wpisuje się niemal we wszystkie małoletnie gusta, doszczętnie nie wyzeruje naszego budżetu a tak wogóle jest po prostu mocno poprawny 😉 W trzech szybkich, żołnierskich słowach Hugo Boss Energise (bo o nim mowa), to niezwykle bezpieczne, niezobowiązujące, wszechstronne pachnidło. Kompozycja codzienna/casualowa o dominujących owocowo-przyprawowych nutach. We wprowadzeniu (po rozłożeniu na czynniki pierwsze) otrzymujemy – egzotyczne owoce (ananas, kumkwat, mandarynkę), różowy pieprz, niuanse kwiatowe. Jest zdecydowanie świeżo, pobudzająco i jak donosi sama etykietka – energetycznie! Pierwsza rzecz jaką sobie pomyślałem to wyraźne sportowe odwołanie – może jogging, siłownia, z całą pewnością szeroko rozumiany wysiłek fizyczny. Taki charakter opisywanego EDT wcale nie musi oznaczać końca przygód – Energise bowiem ewoluuje/przekształca się. Cała „transformacja” przebiega na skórze liniowo, dość przewidywalnie – dominująca w otwarciu rześkość „abdykuje” na rzecz drzewno-przyprawowej słodyczy. Bez większego problemu wyróżniam (w tym momencie) lekko kwaskowatą kolendrę wspomaganą aromatycznym kardamonem, dalej słodką wanilię, oraz gorzką gałką muszkatołową. Ta część to zupełnie inna bajka – robi się bardziej wytrawnie, czarująco, wręcz szarmancko. Proces przemiany/metamorfozy dobrze robi temu pachnidłu, dlatego pochopne zaszufladkowanie „go” do gamy pospolitych, nudnych „przeciętniaków” będzie z całą pewnością dużym błędem. Kolejnym atutem jest tutaj trwałość – siedem do ośmiu godzin przy zachowaniu ponadprzeciętnej projekcji sprawia, że i w tym aspekcie nie bardzo jest się do czego „przyczepić” 😉 Finiszując – za kwotę ~120zł-ych/125ml-owy flakon otrzymujemy ciekawy, solidny, niekoniecznie stricte młodzieńczy odór. Aha – Panowie powyżej 30 lat (którzy dopiero zamierzają stracić perfumowe „dziewictwo”), także powinni być usatysfakcjonowani 😉 Polecam!

Nos: Claude Dir

Wprowadzono na rynek: 2005