Yves Saint Laurent M7 vintage – jedyny

0
1726

Mężczyzna w swoim (często jakże barwnym) życiu musi zrobić trzy rzeczy: spłodzić syna, zbudować dom, posadzić drzewo i rozpylić na sobie „starego” YSL M7;) /a sorry to cztery rzeczy/.Szybkie tłumaczenie – nie popadam w tym momencie w megalomanię czy uwielbienie dla tego produktu, ale (Moi drodzy) takie są fakty. 2002 rok A. Morillas i J.Cavallier przy wydatnej pomocy T. Ford`a (reklama) stworzyli rzecz jedyną w swoim rodzaju – prawdziwe arcydzieło. Szczegóły poniżej. Flakon (wersja vintage) – jednobarwny (brązowy), ascetyczny, prosty i siermiężny, jednym słowem nic wartego wspomnienia…Zawartość szkła – (w otwarciu) rozmaryn i cytrusy (tak dobrane słodko-przyprawowe nuty przywodzą mi na myśl letnie wakacje w płd. Italii). Z czasem do gry wchodzi wetywer oraz oud. To właśnie żywica agarowa wyniosła to EDT na piedestał męskich dokonań perfumeryjnych. Czyniąc 7-dmy z kolei męski zapach YSL nieśmiertelnym i ponadczasowym. Tylko ta woda potrafi zjednać (jednocześnie) trzy pokolenia facetów – wiem to z autopsji 😉 Kompozycję wieńczy dziki, żywiczno-animalistyczny klimat – bursztyn + piżmo. „Technicznie” – majstersztyk. Średnia trwałość 10-12 godzin to dla tego EDT pestka, moc – porównywalna z orientalnymi kolosami EDP Amouage. Zapytacie dla kogo takie cudo? Odpowiem – dla każdego (bez względu na wiek i płeć) kto ma na tyle duże „cojones” aby udźwignąć piętno wybrańca… Sezonowo – jesień (smutna, szara), zima (biała, mroźna), wiosna (nieprzewidywalna, chimeryczna), lato (wieczór – randka we dwoje). Koniec i kropka, kto nie sprawdzi (ł) M7 ten trąba… 😉

Nos: Alberto Morillas & Jacques Morillas

Wprowadzono na rynek: 2002