M.Micallef Aoud Man – dzień kobiet

0
803

Zbliżający się wielkimi krokami międzynarodowy Dzień Kobiet zobowiązuje mnie (faceta) do ważkiego zainteresowania się „tym” tematem. Zacznijmy od definicji – czym (kim) tak w ogóle jest niewiasta? Przedstawicielka płci pięknej to wg Wikipedii „dojrzały płciowo, żeński osobnik z rodzaju Homo…”, czego by nie powiedzieć brzmi to co najmniej zawile… 😉 Spróbujmy zatem prościej – na pierwszy rzut oka, to też głowa, korpus, kończyny. Wszystko jednak (w stosunku do mężczyzny) jakby mniejsze, gdzieniegdzie krąglejsze, tkliwsze. Typowa babeczka to nie tylko kompaktowe (często apetyczne) opakowanie, gatunek ten cechuje równie bogate wnętrze (w nomenklaturze nazywane słodkim nadzieniem). Anielska cierpliwość, wyrozumiałość/pobłażliwość, dokładność/skrupulatność to tylko, niektóre mocne żeńskie strony. Za słodko, cukierkowo? Ok – w tym momencie, górę bierze właściwe (mściwe) samcze „ego”. Sami wiecie, że żadna polska uroczystość nie może się odbyć bez porządnego mordobicia, dlatego dość tej mięty! Karty na stół – kto wiecznie wyciąga od nas (osobników płci męskiej) pieniądze? Komu nigdy nie zamyka się buzia? Jakim trafem „mamusia” wiecznie jest w naszym domu? I sarnie oczy „tu” nie pomogą! Chciałoby się powiedzieć, że z dziewczynami źle, ale (summa summarum) bez nich jeszcze gorzej… Panowie (nie oszukujmy się) – cały nasz świat obraca się wokół babek, matek, dziewczyn, żon, kochanek. Pamiętajmy – od przeznaczenia nie uciekniemy, a każdy (nawet najtwardszy jegomość) w końcu  i tak zostanie usidlony/udomowiony. Skazani na wspólną ziemską egzystencję, chcąc przeżyć – musimy kombinować jak przypodobać się przeciwnikowi;) Naręcza ciętych kwiatów, słodkości, luksusowa bielizna to często (jednak) zbyt słaby argument. Na całe szczęście ktoś kiedyś powiedział, że „mężczyznę kupisz smakiem a kobietę zapachem…”, dlatego nie zastanawiając się ani chwili bierzmy się do perfumowych poszukiwań. Załóżmy, że rozglądamy się za czymś dla kobiety (wybranki serca) – ma być nietuzinkowo, wiosennie, drogo (a co niech zobaczy ile dla nas znaczy). Panowie (a może podstęp) odegrajmy się za „teściowe”, niezapowiedziane bóle głowy, malkontenctwo i wybierzmy coś co i my ukradkiem moglibyśmy używać? Z odsieczą przychodzi aromatyczny koń trojański – M.Micallef Aoud. Co w „nim” takiego dwulicowego? Standardowo – skład/budowa. Na papierze męskie pachnidło, ale przewodnim tematem czysto „feministyczna” róża. Przed testem pomyślałem – nie ma szans, aby bukiet oparty na tym kwiecie na trwale zapisał się w mojej podświadomości… Zacznijmy jednak od anatomii – poza kolczastym krzewem, uświadczymy tu także oud (żywicę agarową), miód, paczulę oraz gałkę muszkatołową. Otwarcie jest różano-słodko-egzotyczne (balsamiczne). Pierwsze skojarzenie – gorąca (sucha) marokańska pustynia, silnie aromatyczny orientalny środek inhalacyjny, mniej popularny (miodowy) cukierek „na gardło”. Ciekawie, trochę zaskakująco, nieszablonowo, przy tym wyraziście choć nie ekspresyjnie. EDP mimo, że blisko-skórne to robi spore wrażenie, sieje ferment, pozostawia niedopowiedzenie zarówno wśród Pań jak i Panów – świetny afrodyzjak, stymulator bliższych kontaktów. Dedykowaną porą roku z uwagi na obecność w późniejszych fazach drzewno-przyprawowych nut jest niezdecydowana (kapryśna) wiosna/łagodna zima. Puentując – nie lubię przyznawać się do błędów, czuję się lekko zażenowany, wpadłem we własne (zakupowe) sidła, zatraciłem się w obliczu tej kompozycji… Polecam!

Nos: Jean-Claude Astier

Wprowadzono na rynek: 2003